czwartek, 28 kwietnia 2011

Miłość w czasach popkultury





Naprzeciwko mnie na niebieskich, plastikowych krzesłach, na dworcu PKP w Bydgoszczy siedzi kobieta. Wygląda na czterdzieścipare lat i trzyma w rękach zeszyt i długopis - zupełnie tak samo jak ja teraz. Obok niej leżą dwie torby – jedna w pastelowe kwiaty, a druga z podobizną śpiewającego Elvisa Presleya. Jeszcze dalej stoi brudna szklanka po kawie. Taka „polska”, brązowa szklanka – co w każdym polskim domu być powinna. Na dnie została jeszcze resztka zgrulowanej kawy. Z szklanki przeniosłam swój wzrok znów na nią. Patrzę na nią i na tego kogoś z kim rozmawia. Kobieta patrzy na puste przed nią krzesło wzrokiem pełnym tęsknoty. Rozmawia z kimś, poucza ją. Bardzo ją kochała, choć popełniła wiele błędów. Opowiada jej o wspomnieniach, o Polsce, poucza ją. Prowadząc ten monolog zapisuje co drugie zdanie w zeszycie, powtarzając je jeszcze raz głośno. Mówi spokojnie, łagodnie, ale niekiedy podniesie głos i powie „Ty sama siebie tym krzywdzisz!”. Chcę dla niej jak najlepiej. Ciągle mówi i mówi… ale wokół niej jestem tylko ja i Elvis na torbie. Spojrzałam jeszcze raz na nią i pomyślałam sobie jak bardzo nie chciałabym być tak bardzo samotna jak ona. Nie chcę rozmawiać tylko ze sobą, nie chcę mieć torby z Elvisem, a tym bardziej nie chcę chodzić z brudną szklanką po dworcu. Samotność to najgorsza rzecz na świecie.